Wschodni Londyn to taka gorsza część miasta – zarówno kiedyś, kiedy po prostu znajdowała się poza murami i zamieszkiwana była przez wyrzutków społeczeństwa, przestępców itp., a potem osiedlali się tam biedni imigranci, jak i teraz kiedy Spitalfields należy do najbiedniejszych dzielnic. Jest to też na pewno pełna kolorytu część, którą warto w Londynie odwiedzić. Ciężko o nią nie zahaczyć wędrując po City, którego szklane budynki co raz pojawiają nam się na niebie w tle tego starego Londynu. Niestety łatwo też z tego miejsca uciec nie wiedząc gdzie się trafiło, co przytrafiło się też nam kiedy po raz pierwszy, podczas jakiegoś późnonocnego spaceru po wizycie w którymś z londyńskich pubów, skręciliśmy w boczną uliczkę i postawiliśmy nogę w okolicy Brick Lane. Nie wiedząc gdzie się znaleźliśmy i co nas może tu czekać (a po obrazku spodziewaliśmy się raczej najgorszego), dokonaliśmy odwrotu w kierunku bezpiecznego wg naszego uznania City. Kolejne wizyty były już świadome, a ciekawość ciągnęła nas w co mniejsze uliczki, o restauracjach i sklepach z jedzeniem nie wspominając.
Dzisiaj Brick Lane jest modną ulicą, w ciągu dnia spotkamy tu mnóstwo turystów, wieczorem restauracje pełne są wygłodniałych Londyńczyków, a w nocy możemy wskoczyć tu na drinka lub na słynne bajgle z wołowiną (o których pisaliśmy TUTAJ). Jest to zdecydowanie okolica pełna życia, kolorów i mieszanki kultur. Na to, jaka okolica jest dzisiaj wpływ mieli osiedlający się tu imigranci, wśród których byli m.in. francuscy hugenoci, Żydzi ze wschodniej Europy, Banglijczycy czy Somalijczycy. Ich obecność, dzisiejsza i przeszła, zaznacza się w różnych formach. Banglijczycy sprawili, że okolica zapachniała egzotycznymi przyprawami. Sama Brick Lane to głównie restauracje i sklepy curry. Jest kolorowo od szyldów i głośno od restauracyjnych naganiaczy. Muzułmański meczet (London Jamme Masjid) widoczny jest z każdego punktu Brick Lane (szczególnie wieczorem, kiedy podświetlony jest minaret, który mieni się różnymi kolorami). Co ciekawe, budynek meczetu od dawna pełni rolę świątyni, nie zawsze jednak była ona muzułmańska. Znajdował się w nim i kościół protestancki, i Synagoga, a w połowie lat 70. XX w. zaczął służyć Muzułmanom.
W eleganckich kamienicach w uliczkach odchodzących od Brick Lane – Princlet Street, Folgate Street, Fournier Street – mieszkali i pracowali francuscy hugenoci (zajmowali się głównie tkactwem). Trochę to ironiczne, ale ponoć kamienice zostały zachowane dokładnie w takim samym stanie w jakim je zbudowano przede wszystkim dlatego, że ich mieszkańcy byli zbyt biedni by dokonać w nich jakichkolwiek przeróbek. I w sumie dzięki owej biedzie podobno dzisiaj kiedy zajrzymy do środka kamienice mają dokładnie taki sam układ jak w XVIII czy XIX wieku (podobno, bo my w środku nie byliśmy). Uwagę zwraca również ich zewnętrzna fasada (dzisiaj w większości przypadków już odrestaurowana) – okiennice (nie jest to powszechny widok w Londynie), stonowane kolory, bogato zdobiono wejścia (kolumny, drobne rzeźby), czy szpulki wykorzystywane do zawieszenia szyldu reklamowego zakładu tkackiego.
Za murami dawnego Londynu znajdował się też największy swego czasu browar w Wielkiej Brytanii (a podobno nawet i na świecie) – Truman Brewery (Black Eagle Brewery). Browar został założony w II połowie XVII w. poza murami miasta, ponieważ w owym czasie po prostu nie było zgody na otwieranie browarów na obszarze miasta. Jednym z piw ważonych w Truman Brewery (i najważniejszych dla tego browaru) było ciemne piwo porter, swego czasu ulubiony napój londyńskiej klasy robotniczej (nazwa podobno wzięła się od tego, że piwo to bardzo lubili tragarze – porters). Jego olbrzymie tereny zaadaptowane zostały dzisiaj na klub, weekendowy targ i miejsce imprez. Browar jest ważnym punktem na mapie Brick Lane nie tylko z uwagi na geograficzne położenie, ale też dlatego, że jeden z partnerów biznesowych, Thomas Fowell Buxton walczył o poprawę warunków bytowych lokalnej społeczności oraz warunków pracy pracowników browaru.
Będąc w okolicy warto pójść ciut dalej, do Commercial Street i zajrzeć do znajdującego się przy niej Old Spitalfields Market. Na początku był to po prostu targ warzywny, a teraz można na nim kupić wszystko (od ręcznie robionych drobiazgów, przez ubrania vintage po produkty znanych marek). Po przeciwnej stronie ulicy (84 Commercial Street) znajduje się pub The Ten Bells, pub jak pub, ale wspominam o nim ponieważ ponoć powiązany jest troszkę z historią Kuby Rozpruwacza (jedna z ofiar ponoć w nim piła zanim została zamordowana, inna – prostytutka – na chodniku przed barem „łapała” klientów). Zresztą nawet na jakiś czas zmieniono mu nazwę na „Kuba Rozpruwacz”, ale później uznano, że upamiętnianie w ten sposób mordercy kobiet nie jest właściwe i powrócono do poprzedniej nazwy. Troszkę dalej przy Commercial Street trafimy na XIX w. Peabody Buildings. Nazwane od nazwiska amerykańskiego filantropa (George Peabody), który sfinansował budowę tych wygodnych mieszkań niskoczynszowych , w celu poprawy warunków życia najbiedniejszych. Dolne piętro tego narożnego budynku przeznaczone było na część handlową (z magazynami w piwnicy), kolejne na przestrzenne mieszkania a strych na pralnie, suszarnie itp.
GDZIE ZAJRZEĆ
- Brick Lane
- Old Spitalfields Market (Old Spitalfields Market, 16 Horner Square, Spitalfields Traders Market, London E1 6EW)
- The Ten Bells Pub
- Peabody Buildings
- Commercial Street
- Truman Brewery (Black Eagle Brewer)
- London Jamme Masjid
- Beigel Bake