Na lotnisku w Bejrucie można obejrzeć galerię zdjęć – Bejrut w czasach wojny domowej i Bejrut dzisiaj. Zawsze jedno miejsce w dwóch obliczach. Na jednym takim zestawieniu jest Plac de I’Etoile – raz odcięty od reszty miasta w czasie wojny, potem ten sam plac kilka lat po wojnie. I podpis na drugim zdjęciu, który mówi, że tym miejscem znowu mogą się cieszyć mieszkańcy spotykając się tutaj z przyjaciółmi… Jest początek 2020 roku, Plac de I’Etoile z charakterystyczną wieżą zegarową na środku jest otoczony wysokimi barierkami i łańcuchem, a wstępu pilnują umundurowani strażnicy. Znów jest zamknięty dla mieszkańców.
Po wieloletniej wojnie domowej w Libanie ślad powoli zanika. W Downtown wyrosły nowoczesne budynki biurowe i mieszkalne, na ukończeniu jest centrum handlowe o futurystycznej bryle której projekt wyszedł z biura architektonicznego Zahy Hadid, zaś Zaitunay Bay zawstydza luksusowymi jachtami. Nie trzeba jednak specjalnie wytężać wzroku by zobaczyć dziury po kulach w ścianach sąsiadujących z nimi budynków. Trudno nie zwrócić uwagi na nieczynny Holiday Inn w Downtown czy Beirut Dome (The Egg) w pobliżu meczetu Mohammad Al-Amin będącymi świadkami minionej wojny. A z kolei opuszczone bloki mieszkalne obok tych w pełni szklonych wieżowców już nie budzą poruszenia, zdają się być normalnym widokiem dla osoby podróżującej po krajach arabskich.
Miasto jest pełne posterunków wojskowych. Wjazdu na wiele osiedli chronią żołnierze. Zasieki, blokady, mundury i broń to codzienność. Czy budzą strach? Absolutnie nie. Respekt tak. Nie wchodzimy gdzie nie można, nie fotografujemy żołnierzy… póki trzymamy się tych zasad jest ok.
Są dzielnice, do których nie zalecany jest wjazd. Jest tam niebezpiecznie, można paść ofiarą rozboju… ale Bejrut nie jest jedynym miastem na świecie, w którym istnieje dystrykt nie rekomendowany turystom. Przypomnę, że dzisiaj modna Praga, jeszcze do niedawna była barierą dla samych Warszawiaków.
Jesienią 2019 roku mieszkańcy podnieśli się przeciwko rządowi. Rozpoczęły się protesty, które wtedy wyglądały poważnie. Jak jest prawie pół roku później? Protesty nie ustały, ale ich siła wygląda na mniejszą niż te, które oglądałam w relacjach z jesieni. Byliśmy w okolicy Martyrs’ Square kilka minut przed przejściem demonstracji, a samą demonstrację oglądaliśmy przez okna kawiarni hotelu Le Grey. Liczba wyposażonych w maski gazowe żołnierzy porusza człowiekiem. Demonstrujący przeszli jednak spokojnie. Na samym placu z kolei wyrosło namiotowe miasteczko protestujących.
W Bejrucie jest bezpiecznie. Są ograniczenia, które nie dają możliwości zobaczenia kilku miejsc. No i co z tego? Podróżując jednak do takiego miasta, ale prawdę mówiąc podróżując w ogóle, trzeba trzymać się pewnych zasad. Unikamy dużych zbiorowisk, a tym bardziej politycznych demonstracji. Nie fotografujemy obiektów rządowych, szczególnie jeśli w jakimś kraju wyraźnie sobie tego nie życzą. Nie fotografujemy mundurowych. W nocy w miarę możliwości korzystamy z taksówek, a na pewno nie zapuszczamy się w niepewne dzielnice. Czy to bardzo się różni od zasad, którymi kierujesz się we własnym mieście?