Popularność kuchni gruzińskiej w Polsce w ostatnich latach sprawia, że restauracje i piekarnie gruzińskie wyrastają (w Warszawie na pewno) jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Nie wiem czy mają szanse wyprzedzić w statystykach ilość budek z kebabem 😊 ale jak widzę, dobrze im idzie. Ja nie nadążam, co i rusz zaskakuje mnie nowe miejsce napotkane podczas spaceru po warszawskich ulicach. Dlatego też mogę zaryzykować stwierdzenie, że kuchnia gruzińska jest już całkiem dobrze znana polskiemu obywatelowi. A na pewno dobrze znane są jej sztandarowe dania jak chinkali czy chaczapuri. Tym, którzy w smakach gruzińskich dopiero zaczynają się poruszać przygotowałam listę dań, których koniecznie trzeba spróbować w Gruzji, tych które na pewno nie polecam, oraz listę miejsc, do których my w Warszawie chętnie zaglądamy kiedy najdzie nas ochota na gruzińskie.
#1 chinkali
Chinkali to pierożki w kształcie sakiewki. Mięsne, grzybowe albo serowe. Zakochaliśmy się w nich jeszcze w Polsce, a w Gruzji pokochaliśmy jeszcze bardziej. Jemy je chwytając za końcówkę i obracając „do góry nogami” – odgryzamy kawałek i wypijamy znajdujący się w środku rosół (pycha!), zjadamy resztę zostawiając końcówkę. Ja na początku jadłam też końcówki, jak widać od ich zjedzenia się nie umiera 😊
Gdzie na chinkali w Tbilisi?
Sofia Melnikova’s Fantastic Dougan (22 Revaz Tabukashvili St., Tbilisi)
Lokal mieści się na tyłach Muzeum Literatury i wcale nie łatwo go znaleźć – jedyna tablica znajduje się na furtce, ale gdy ta jest otwarta tabliczki oczywiście nie widać. Że to właściwe miejsce poznacie po mieszance głośnej rozmowy kucharek i dźwięków obijanych garów dochodzących z kuchni 😊 Zamówiliśmy tutaj chinkali w trzech smakach – mięsne (tzw. mountain style, cena 0,80 lari/szt), grzybowe (0,90 lari/szt) i serowe (0,80 lari/szt). Farsz w chinkali jest bardzo aromatyczny (szczególnie w grzybowych), natomiast ciasto dosyć grube (inne niż to, do którego wciąż nawołuje pani Magda Gessler 😊 ) a w mięsnych było mało rosołu. Ale generalnie bardzo nam smakowały, więc miejsce polecamy.
Khinkali House(37 Shota Rustaveli Ave, Tbilisi)
A to miejsce w Tbilisi to miejsce obowiązkowe na chinkali. Wystrojem przypomina polskie lokale z lat 80., w których można było zjeść, wypić wódeczkę, potańczyć i wyrwać… W Khinkali House nie mieliśmy ochoty eksperymentować więc zamówiliśmy tylko pierożki z farszem mięsnym (cena: 0,75 lari/szt). Okazały się najlepsze ever! Dlatego to miejsce jest naszym numerem 1 w Tbilisi.
#2 chaczapuri
Chaczapuri to bardziej złożony temat. W skrócie to po prostu zapiekany placek, najczęściej z serem. Przez niektórych nazywany gruzińską pizzą (po co to porównanie?). Odmian chaczapuri jest kilka – różnią się sposobem wykonania, kształtem, ogólnym wyglądem czy nadzieniem.
Adżaruli, czy chaczapuri adżarskie to to najbardziej fotogeniczne, w kształcie łódki z jajem na środku. Podaje się gorące z porcją masła, które miesza się razem z owym jajem i serem, którym nadziane jest chaczapuri. Niektórych odrzuca właśnie to surowe jajo, mnie powstrzymało przed spróbowaniem chaczapuri w Gruzji. W Polsce jadłam w kilku miejscach i uwielbiam (odradzam odchudzającym się – masa chleba z tłustym serem, czyli milion kalorii).
Imeruli ma kształt okrągłego placka, z farszem serowym w środku. Wersja z dodatkową porcją sera na wierzchu to chaczapuri megruli.
Najlepsze chaczapuri są świeże, jeszcze ciepłe. Po ostygnięciu to już nie to samo.
W piekarniach i budkach z pieczywem dostaniecie również chaczapuri z fasolą (lobiani), z mięsem a nawet z ziemniakami (cena: kilka lari/szt). Placki są tak duże, że spokojnie mogą zastąpić obiad, szczególnie kiedy wybieracie się w dłuższą podróż. A kupione zaraz po wypieczeniu trzymają ciepło przez wiele godzin.
#3 gruziński chleb (puri)
Najwięcej emocji wzbudza ten w kształcie łódki (shoti puri), wypiekany przyklejony do wewnętrznej ściany specjalnego pieca. Podobnie jak polski chleb z białej mąki, tak i ten najlepszy jest póki jest ciepły, tylko co wyjęty z pieca. W Gruzji mieliśmy nawet okazję spróbować taki chleb samodzielnie uformować a potem przylepić do ściany pieca (uwaga! Bardzo łatwo o poparzenie). W piekarni chleb kosztuje ok. 0,70 lari.
Dostępne są też znacznie grubsze chlebowe placki o okrągłym kształcie.
#4 dolma
Dolma to takie malutkie „gołąbki”, w których kapusta zastąpiona została liśćmi winogron. Wypełnione farszem ryżowym i podawane z sosem śmietanowym.
#5 pkhali i badridżani
Obie te przystawki uwielbiam od lat, zanim jeszcze moja noga stanęła na gruzińskiej ziemi. Pkhali to mieszanka zmielonych orzechów włoskich z warzywami i ziołami – np. z burakiem, ze szpinakiem, z bakłażanem. Badridżani to z kolei grillowany bakłażan wypełniony masą orzechową.
#6 pielmieni
W Gruzji pielmieni najczęściej podawane są w gorącym glinianym naczyniu ze sporym dodatkiem kwaśnej śmietany na wierzchu. Dobre, chociaż daleko im do tych, które jedliśmy w Grodnie.
#7 lula kebab
Kolejna odmiana kebabu i kolejna, która nam bardzo smakowała. Charakteryzuje się tym, że podawany jest zawinięty w lawasz. Sam kebab jest z kolei dosyć sporych rozmiarów i grubaśny. Cóż, z lula kebabem Gruzini mogą stawać w konkury z kebabami tureckimi. W sumie to danie podobno wywodzi się z Azerbejdżanu, ale zyskało popularność w krajach Kaukazu i Azji Centralnej.
#8 Madame Bovary
Dziwna nazwa dla dania i nie mam pojęcia kto i dlaczego mu takie nadał – jeśli wiecie, poproszę o komentarz pod wpisem. Danie podobno jest raczej sowieckie niż typowo gruzińskie, ale w Gruzji się zadomowiło (zresztą jak i pielmieni). Madame Bovary to zapiekanka mięsno-grzybowo-pomidorowo-ziemniaczana. My jedliśmy w Kazbegi w Shorena’s Bar. Jedna porcja jest na dwie osoby – i nie dobierajcie do niej chleba 😊
#9 sałatka gruzińska
Prosta, niby zwyczajna sałatka ze świeżych warzyw (pomidory, ogórki, cebula) oprószona mielonymi orzechami. Niby. A jednak taka wyjątkowa.
#10 churchkhela
Doszliśmy do deseru. Churchkhela to nawinięte na nić orzechy i migdały, obficie wymaczane w roztworze na bazie soku z winogron i mąki. Następnie wieszane są do wyschnięcia na słońcu. Wyglądem przypominają świecę albo kiełbasę. Grubsze maja większa warstwę soku, w tych cieńszych dominują orzechy. Występują w różnych kolorach i rzeczywiście różnie smakują. Nie są wcale słodkie.
Nie wiem dlaczego nazywane są gruzińskim snickersem, którego w ogóle nie przypominają.
My mieliśmy okazję zrobić własną churchkhelę po zwiedzaniu winiarni Khareba.
#11 smakowe oranżady
Cukier, cukier i jeszcze raz cukier. Ale spróbować w Gruzji trzeba. Szczególnie estragonowej, która kolorem przypomina płyn do mycia naczyń Ludwik. Smak również jest sztuczny. Ale przynajmniej raz każdy musi zamówić oranżadkę. Podejrzewam, że pod czaczę jest idealna.
#12 wino
„Serdżo, a ty wolisz wino czy wódkę”- zapytaliśmy naszego kierowcę po Kakheti. „Wino” – odpowiedział bez namysłu – „Wódkę pije czasem zimą, jeden kieliszek. Ale wino jest dobre…” Wyobrażacie sobie taką odpowiedź polskiego kierowcy? W Gruzji wszyscy piją wino. Zresztą Gruzini uważają, że wino pochodzi właśnie z ich kraju. Jaka by nie była prawda, to kraj z bardzo długą historią i tradycją winiarstwa i będąc w Gruzji wypada gruzińskiego wina spróbować.
NIE POLECAM – zupy
Moim zdaniem gruzińskie zupy to nie jest najlepszy wybór, ale ja na punkcie zup jestem trochę wybredna. Przyzwyczaiłam się do zup kremów, gotowanych na wywarze warzywnym, delikatnych, lekkich, fit. Te gruzińskie mogą przypaść do gustu miłośnikom tradycyjnej polskiej kuchni – są tłuste i ciężkie. Często też znajdziecie w nich spory kawał mięsa. A na wierzchu pływa spora warstwa tłuszczu.
2 komentarze
Madame Bovary – danie wymyślił kucharz Levan Dumbowski, który właśnie otwiera w Warszawie nową restaurację 🙂
Asia, a wiesz może co było inspiracją dla tej nazwy?