Intensywne kolory ścian z przeważającym odcieniem żółci, obrastająca je pleśń i wilgoć, które dodają tym ścianom jeszcze więcej uroku, kolorowe lampiony rozświetlone nocą oraz klimatyczne kawiarnie – z tym kojarzyć będę Hoi An.

Na ulicach Hoi An

O klimacie Hoi An słyszałam sporo, natomiast miasteczko wybrałam z uwagi na położony niedaleko My Son. I o ile to opuszczone hinduistyczne sanktuarium mnie w jakiś sposób rozczarowało, to Hoi An mnie oczarowało. Stare miasto jest bardzo klimatyczne. Niczego nie odejmuje mu również tłum turystów, o których przychodzi nam tutaj co i rusz się obijać.

Hoi An w deszczu

Wąskie uliczki Hoi An

Hoi An gości nas w deszczu. Mamy niedługie przerwy między jednym opadem a drugim, kiedy to wychodzi słońce i rozświetla ciemnożółte albo bordowe ściany.

Jest coś przyciągającego w tych brudnych, zamokniętych ścianach

Rower pod niebieską ścianą

Miasto kilkukrotnie przeżywało powódź co odbiło się właśnie na tych intensywnie kolorowych ścianach, które wydają się być brudne. Wilgoć, która je obłazi dodaje moim zdaniem ulicom Hoi An jeszcze więcej uroku.

Hoi An

Hoi An

Hoi An to miasto lampionów, którymi rozświetla się stare miasto. Wąskie ulice wieczorem oświetlają rozwieszone nad nimi oraz w witrynach lokali lampiony. Można też kupić kartonowy lampion, zapalić świeczkę i puścić na rzekę – z brzegu lub prosto z łódki podczas wieczornego rejsu.

Lampiony w Hoi An

Hoi An oczarowuje nas też w końcu smakami, na które musieliśmy tyle czekać w Wietnamie. Tutaj próbujemy delikatnych pierożków banh vac nazywanych „białą różą” oraz aromatycznego makaronu cao lau. Tutaj też decydujemy się na słynną wietnamską kanapkę banh mi, które dotychczas nas raczej odrzucały niż zachęcały (o jedzeniu popełnimy odrębny post). Przerwy między spacerami spędzamy w klimatycznych kawiarniach, których tutaj nie brakuje a mimo wszystko może zdarzyć się, że zabraknie w nich miejsca.

Kawiarnia w Hoi An

W kawiarni

W Hoi An najlepiej zagubić się pomiędzy uliczkami i nie zawracać sobie głowy zwiedzaniem wyznaczonych miejsc. Jeśli ktoś ma jednak ochotę zajrzeć do jednego z tradycyjnych domów, muzeum czy Japońskiego Mostu Krytego to może kupić bilet, który kosztuje 120 000 vnd i zawiera w sobie kupony na wstęp do 5 wybranych miejsc.
My zwiedzaliśmy trochę przez przypadek. W ogóle nie ma sensu marnować biletu, by wejść do środka Mostu Japońskiego. Natomiast najdziwniejsze było zwiedzanie domu, w którym do dzisiaj mieszkają ludzie – jedna pani robiła pierogi jednocześnie grając w gry na telefonie, dziadek kończył akurat swój obiad, w innym pomieszczeniu suszyło się pranie. Dziwne.

Japoński Most w Hoi An

Partnerem technologicznym naszej podróży po Wietnamie jest:

2 komentarze

    • Monika Reply

      Rzeczywiście można znaleźć podobieństwo 🙂 Zajrzałam przy okazji na wpis o muralach – jakie sympatyczne!

Reply To łukasz kędzierski: podróże i fotografia Cancel Reply