
Gullholmen, typowa szwedzka wyspa położona na zachodnim wybrzeżu kraju. Rozwinęła się bardzo dzięki rybołówstwu w okresie obecności dużych ławic śledzi. Ściągała wtedy mieszkańców, którzy korzystając z obowiązującego na terenie wyspy prawa mogli sobie „brać” kawałek ziemi na własność i się budować. Dlatego też jest tam dosyć ciasno, bo zabudowania stoją jedno przy drugim, nieraz zachodząc na siebie dachami. Wraz ze spadkiem ilości śledzia w tamtejszych wodach zmniejszała się ilość mieszkańców, którzy przenosili się w inne rejony Szwecji. Obecnie stałych mieszkańców wyspy jest niewielu, bo około 100-120. Z kolei latem jest tu tłoczno jak we Władysławowie. Bo zjeżdżają się na Gullholmen Szwedzi, którzy swój miesięczny urlop zamiast w Egipcie wolą spędzić w swoim kraju. I wcale im się nie dziwię, bo szwedzkie wybrzeże jest urocze, klimat przyjazny (nie musisz się z duchoty chować w klimatyzowanym pokoju, tylko cały dzień możesz spędzać na skałach muskany morską bryzą), kawę w kawiarniach podają po szwedzku (mocną, z ekspresu przelewowego, z dolewką w cenie), bułeczki cynamonowe są na wyciągnięcie ręki a w ramach dziennej dawki ruchu można wskoczyć na swoją żaglówkę i zrobić rundkę po archipelagu.

Gullholmen to wyspa, na której obserwować możemy „szwedzkość”, bo na wyspie wypoczywają tylko rodowici Szwedzi. Nie ma tu Arabów (tak powszechnie obecnych chociażby w Göteborgu), nie ma czarnoskórych, a obywatele ze wschodniej Europy pojawiają się pewnie tylko po to by odmalować jakiś dom od czasu do czasu. Jest za to typowy klimat nadmorskich szwedzkich wysepek, do których dostajemy się promem zostawiając auto na stałym lądzie. Jest jedna główna promenada, wzdłuż której usytuowane są kawiarnie i restauracje serwujące krewetkowe kanapki i homary. Są budki z jednymi z najlepszych lodów świata, o porcjach potrójnie większych niż w Polsce. Są małe sklepiki z ubraniami w stylu żeglarskim i marynistycznymi pamiątkami. Na Gullholmen była też mała dziewczynka, która otworzyła punkt sprzedaży lemoniady nie zapominając przy okazji o marketingu (po całej wyspie rozwiesiła kartki z ręcznie wypisaną informacją, gdzie dostaniemy najlepszą lemoniadę i truskawki 🙂 ).

Jako jedna z najstarszych rybackich wiosek w Szwecji, nie zapominając o swojej historii, Gullholmen udostępniło turystom też kilka zabytków – najstarszy dom na wyspie Stenstuga (otwarty tylko dwa dni w tygodniu, kiedy my tam byliśmy akurat był zamknięty), Skepparhuset (Skipper’s House) z XIX w., czy kilka muzeów. Ja na wyspach najbardziej lubię wędrówki po skałach od strony otwartego morza i urocze czerwone domki na łódki. Na Gullholmen urzekły mnie dodatkowo stare czerwone magazyny usytuowane wzdłuż wybrzeża, obecnie przerobione na hotele, domki letniskowe i kawiarnie, przed którymi wylegiwali się odpoczywający na wyspie Szwedzi. Moje umiłowanie do tej rybackiej skandynawskiej architektury zostało jeszcze wzmocnione…
ZWIEDZANIE
Wyspę zwiedza się pieszo. Najlepiej zagubić się pomiędzy domami, wędrować bez celu, by wreszcie dotrzeć na skały nad samym morzem.
Na Gullholmen na turystów czekają:
- Stenstuga – dom z XIX wieku
- Skepparhuset (Skipper’s House)
- kościół Gullholmens Kyrka