„Chciałbym kiedyś wejść na Gerlach” – powiedział Jacek. Rok później Monika go tam zabrała.

Tatry / Tatra Mountains
Tatry / Tatra Mountains

Szlaki na Gerlach zostały zamknięte dla zwykłych turystów wiele lat temu. Teraz wejście na ten najwyższy szczyt Tatr i Karpat odbywa się w asyście uprawnionego przewodnika górskiego. Nie jest to tanie, więc najlepiej ten koszt rozłożyć na kilka osób. Mimo, iż wszystkie wyprawy, i te króciutkie i te dłuższe, organizujemy sobie sami, tym razem postanowiliśmy skorzystać z pomocy biura. Wybraliśmy BT Apter, które wejście na Gerlach miało w swoim programie 15 sierpnia. Poza rozmową z panią z biura (dot. kwestii organizacyjnych a nie doświadczeń związanych z podejściem) i przejrzeniem zdjęć i opisu z jednego bloga, niewiele wiedzieliśmy o tym, co nas czeka. Ktoś w sieci napisał, że niewiele się to różni od wejścia na Kasprowy, przewodnicy (z 30 letnim stażem w górach, co później się okazało miało duży wpływ na ich opinię) twierdzili, że zamknięcie dostępu na ten szczyt to tylko zabieg marketingowo – ekonomiczny, bo nie widzą tam żadnych trudności. Skoro spotykam takie opinie to pewnie tak jest, pomyślałam…

O tym co nas czeka zaczęłam rozmyślać po przybyciu do pensjonatu, w którym spędzaliśmy noc przed atakiem szczytu. Entuzjazm właściciela pensjonatu, podziw z jakim się wyrażał o wszystkich podejmujących próbę wejścia na Gerlach i prezent, który nam wręczył do suchego prowiantu, zaintrygowało mnie. Wieczorem, po spakowaniu plecaka i przygotowaniu ubrań, jeszcze raz zajrzałam do Internetu. Bez sensu, tzn. głupio! Bo naoglądałam się obrazków ze wspinaczki m.in. drogą Martina, przepaści, zdjęć wyczerpanych taterników, przez to nie mogła zasnąć, a co gorsze rozważałam dezercję 🙂

Tatry / Tatra Mountains
Tatry / Tatra Mountains

Pobudka bardzo wczesną porą – jeszcze w nocy, bo o ciemniutkim 4:00 rano. O podobnie wczesnej porze zdarzyło mi się wstać tylko kilka razy: na samolot, na wejście na lodowiec i na rejs po południowym archipelagu Goteborga z moim ojcem (do dziś się zastanawiam dlaczego musieliśmy wsiąść do pierwszego porannego promu skoro te pływają przez cały dzień) – Jacek podpowiada, że jeszcze na grzyby wstaje się tak wcześnie 🙂 … i to byłoby na tyle powodów do wczesnego wstawania. No to raz jeszcze – pobudka o 4:00, odjazd busa spod pensjonatu o 4:30, spotkanie z przewodnikami pod Śląskim Domem po godz. 5:00. Przewodnicy podzielili nas na 3-osobowe grupy, wręczyli kaski i uprzęże i ruszyliśmy Doliną Wielicką szlakiem, z którego przez jakiś czas mieliśmy widok na Śląski Dom. Ruszyliśmy razem – 3 grupy 3-osobowe i przewodnicy (pozostałe 3 grupy były jeszcze w drodze busem pod Śląski Dom). Nasz przewodnik – Józek (Słowak) – na początku nie wyróżniał się od pozostałych przewodników. Po około godzinnym marszu założyliśmy uprzęże i rozdzieliśmy się od pozostałych grup. Z trzech grup, które ruszyły spod Śląskiego Domu, nasza miała wchodzić jako ostatnia. To też ostatnia możliwość aby coś przegryźć – w moim wypadku był to pierwszy posiłek, bo o 4:00 nie dałam rady nic zjeść. Tak więc na śniadanie zjadłam snikersa, nie czyniąc sobie przy tym żadnych wyrzutów :). Gdy wyruszyliśmy od razu poczuliśmy wodzowski charakter naszego przewodnika, który co raz pokrzykiwał „nie stoimy, idziemy!” albo „teraz nie czas na odpoczynek, idziemy!”. Wędrówka z nim była jak intensywny trening cardio – prawie 4 godziny wysokiego tętna, z zaledwie kilkoma przerwami na łyk wody (mnie się podczas jednej udało wziąć gryza Marsa i błagającym wzrokiem wyprosić abyśmy ruszyli dopiero jak przeżuję 🙂 ).

No dobra, ale o trasie. Część drogi w uprzężach już nie była tak prostym trekkingowym spacerkiem jak pierwsza godzina marszu. Na początku czekało nas wejście po prawie pionowej „drabince”. Strasznie brzmi, bo w rzeczywistości to jedno z łatwiejszych podejść. Później trasa była zróżnicowana – od bardzo prostych spacerowych odcinków, po trudniejsze wąskimi przejściami nad przepaściami Gerlachowskiego Kotła czy przy Skale Prawdy (tu się ponoć dowiesz czy twój brzuch jest za duży czy jeszcze ok 🙂 ). Trochę wspinaczki, trochę przytulania się do skał…

W kierunku szczytu idziemy w kolejności od najsłabszego do najmocniejszego z zespołu – ja byłam w środku. Chociaż na początku szowinistyczne podejście Józka kazało ustawić mnie jako pierwszą, szybko przekonał się o swoim błędnym podejściu.

Nareszcie na szczycie / Finally on the top
Nareszcie na szczycie / Finally on the top

Przez większość czasu nie widzimy celu naszej wyprawy, szczyt ukazuje się nam dopiero na ostatnim odcinku. Dotarcie do niego zajmuje nam prawie 4 godziny, przypominam – 4 godziny ciągłego marszu i wspinaczki, prawie bez odpoczynków. Po odebraniu gratulacji i uściskach dłoni, spięci jeszcze uprzężą – usiedliśmy przy krzyżu stojącym na samym szczycie. Chwila na zdjęcia, dotknięcie krzyża i trzeba było przejść na bok, bo już kolejna grupa zbliżała się do szczytu. Tu Józek pozwolił nam na dłuższą przerwę. Usiedliśmy pod skrzynką z księgą pamiątkową – każdy z nas uwiecznił w niej chwilę swojego pobytu na wysokości 2 655 m npm. Otworzyliśmy też szampana, którego dostaliśmy od właściciela pensjonatu (z trzech buteleczek tylko ja zabrałam na wyprawę swoją – w trakcie zejścia żartowaliśmy, że gdyby wszyscy zabrali swoje butelki nabralibyśmy większej odwagi przy schodzeniu).

Na Gerlachowskim szczycie, mimo pięknej tego dnia pogody i wspaniałych widoków, nie byliśmy długo. Nie ma tam za wiele miejsca i należało ustąpić nieco przestrzeni nowym grupom. Zejście w kierunku Doliny Batyżowieckiej. Tym razem w odwrotnej konfiguracji – najmocniejszy z zespołu jako pierwszy, najsłabszy na końcu (ja znowu w środku). Najpierw prawie pionowy odcinek po łańcuchach, a potem ciągle w dół po stromych i śliskich kamieniach. W moim przypadku, mimo pokrzykiwań Józka, głównie zjazd na tyłku (przywiozłam do domu trochę dziur w spodniach). Zejście na wysokim poziomie skupienia i adrenaliny, która podniosła się i niemalże eksplodowała przy zejściu Batyżowiecką Próbą. W tym momencie okazuje się jak ważne jest zaufanie do członków zespołu i to, by były w nim odpowiedzialne osoby. Mimo iż odcinek wyposażony jest w klamry, jest trudny (miejscami nawet bardzo). Później już z górki… aż do Batyżowieckiego stawu, gdzie pożegnaliśmy się z Józkiem i pozwoliliśmy sobie na dłuższy odpoczynek. Kojąca stopy kąpiel w mega zimnej wodzie i krótka drzemka na trawie – tego nam było trzeba po prawie 8-godzinnym marszu (w obie strony).

Wejście na Gerlach (i zejście) było mega wymagające. Ciężkie kondycyjnie, pokazało też nam braki w technice. Zejście okazało się też trudniejsze niż wejście. Ale dało nam dużo satysfakcji. O naszych przeżyciach i przemyśleniach dyskutowaliśmy później jeszcze długo z wszystkimi uczestnikami wyprawy. Odczuwamy jednak niedosyt czasu spędzonego na Gerlachu. Zmęczeni, skupieni na łapaniu tchu i uzupełnianiu energii niewiele mieliśmy czasu by napawać się widokami i cieszyć się specyficzną ciszą, która jest tylko wysoko w górach. Na Gerlach chętnie weszlibyśmy raz jeszcze, ale teraz bardziej świadomie – nie skupiając się na elementach trasy, ale rozglądając się dookoła. I z przewodnikiem, który by nam na to pozwolił 🙂

KOSZTY

Koszty z 2013 roku:

  • 550 zł/os – noclegi, wyżywienie itp.
  • 95 euro/os – przewodnik na Gerlach i przejazd jeepem z Tatrzańskiej Polianki do Śląskiego Domu

Organizator naszego wejścia na Gerlach: BT Apter

Trasa wejścia:

Hotel górski Śląski Dom – przejście doliną Wielicką  przez tzw. Wielicką Próbę – zejście ze szczytu przez tzw. Batyżowiecką Próbę – powrót pod Śląski Dom  Tatrzańską Magistralą powrót

Jak się przygotować?

  • kondycja to podstawa
  • pójść wcześnie spać, bo pobudka jest jeszcze w  nocy
  • zjeść śniadanie – nawet mimo pobudki, kiedy jeszcze ciemno, a wasz żołądek wcale nie ma ochoty jeść. Bo jak traficie na Józka, to po drodze ledwo będziecie mieli czas na łyk wody
  • kilka warstw ubrań – my wchodziliśmy w połowie sierpnia, nad ranem było zimno więc ubrani byliśmy w kurtki. Na ostatnim odcinku z kolei – rozbieraliśmy się do krótkiego rękawka. Tak więc trzeba być przygotowanym na różne warunki – jak to w górach
  • do plecaka zapakujcie rękawiczki ze wzmocnieniem, mogą się przydać chociaż konieczne nie są
  • do plecaka zapakujcie dużo wody
  • kask – ale ten jeśli nie macie własnego udostępni wam przewodnik

A w ogóle organizacja i pakowanie standardowo jak to w góry 🙂

Lubisz góry? Zajrzyj również do tego wpisu: Tatrzańskie szlaki. Trekking na Polski Grzebień i Vychodna Vysoka

Write A Comment