W ten weekend przekonałam się na własnej skórze co znaczy powiedzenie „osiąść na laurach”. Jechaliśmy do Pensjonatu Uroczysko Zaborek z myślą, że trafi do zestawienia miejsc z klimatem, które będziemy wam polecać na weekendowe wyjazdowe w rytmie slow & chill. Dlaczego tak się nie stanie?

Uroczysko Zaborek to przepiękny teren, na którym w otoczeniu zieleni znajduje się kilka starych zabudowań jakie udało się tam właścicielom sprowadzić z terenów Podlasia i odrestaurować. Niewątpliwym atutem jest fakt, że część tych budynków służy gościom, bo w nich albo śpimy albo jemy. Możliwość noclegu w wiatraku z początku XX w. nie należy w końcu do częstych 😊 Wszystkie te zabudowania rozsiane są po olbrzymim terenie, po którym spacer należy do naprawdę przyjemnych.

Jest tutaj jednak kilka kwestii nie dopracowanych, kilka niedopilnowanych, kilka przesadzonych, kilka odpuszczonych, które wpłynęły na moją ocenę i rozczarowanie pobytem w Uroczysku Zaborek. Po kolei:

  •  Miałam duże oczekiwania wobec tamtejszej kuchni, więc wysoko postawiłam poprzeczkę. Ale nie wynikało to z mojego widzimisię, ale podparte było szeregiem opinii siejących peany na temat kuchni w Zaborku. Być może kiedyś było lepiej, ale nie tym razem. Podczas naszego pobytu dania były raczej monotonne – dwie kolacje i wjeżdżają pyzy. Kotlet drobiony smakował jak z baru mlecznego, a babka ziemniaczana była bardzo przeciętna (przypominam, że pochodzę z Białegostoku i smak babki ziemniaczanej towarzyszy mi od najmłodszych lat). Liczyłam na naprawdę dobrą i zróżnicowaną kuchnię regionalną, a tutaj nawet kiełbasa na ognisko była byle jaka, zwykła sklepowa. Żeby tak całkiem nie narzekać dodam, że domowe pikle, wędliny oraz ser koryciński były świetne.
  • Obsługa – oj niby miło i z uśmiechem, ale jednak… Zacznę od tego, że miejsce gdyby je sklasyfikować (w tym cennikiem) należałoby do tych myślę 4-gwiazdkowych. A w takim miejscu oczekuję, że jednak sama po sobie talerzy odnosić nie będę. Odstawianie zastawy na specjalny wózek kojarzy mi się ze stołówkami, w których czasem jadam szybki lunch. A propos talerzy tych też potrafiło brakować, jakby obsługa nie miała pojęcia ile gości pojawi się na śniadaniu czy kolacji. Sama obsługa zaś chowa się za kotarą. Na prośbę jednej z mam o dostęp do tej części restauracji, w której są zabawki dla dzieci odpowiada, że ta część jest zamknięta (to klientka musiała podpowiedzieć, że nie trzeba robić rewolucji a same zabawki można wynieść i udostępnić dzieciom). Na wizytę innych gości z zewnątrz już po zamknięciu restauracji nie reaguje nikt, ci siedzą, przeglądają menu i czekają aż ktoś podejdzie. Nie podchodzi nikt ani żeby obsłużyć ani żeby powiedzieć że już nieczynne. Wychodzą zdenerwowani głośno wyrażając zażalenie na obsługę, na co słyszą odszczekanie zamiast prostego „przepraszam”.
  • No i te wszechobecne zakazy. Rozumiem kilka, ale te są co krok. Nie wchodź tu, nie dotykaj tego, nie waż się grzyba zerwać, nie patrz tam… I żeby było jasne nie neguję zasadności części z rozmieszczonych po terenie tabliczek, bo gościom trzeba zapewnić komfort i spokój pobytu a piszę przecież o terenie, który jest dostępny również ludziom z zewnątrz. Ale czy jednak ktoś tam nie przesadził? Bo jak normalnie nie zwracam zbyt dużej uwagi na takie rzeczy to te tabliczki z zakazami miałam przed oczami non stop.
  • Niestety nie jest zbyt czysto. I nie mam tu na myśli pokoi czy restauracji, bo te były w porządku. Mam na myśli wspólny teren, a dokładnie dużą altanę przy restauracji. Z każdym dniem było coraz więcej niedopałków, plam po napojach, meble żyły swoim życiem, na stołach stały niezebrane kubki, w rogach butelki po winie
  • Podjeżdżając pod Zaścianek – dom, w którym nocowaliśmy – na widok rzędu aut zaparkowanych pod samymi oknami padło głośno wypowiedziane pytanie „ciekawe co za pechowiec ma tu okna?”. Okazało się, że jednymi z pechowców byliśmy my. Przez dwa dni zamiast na las z okna spoglądaliśmy na zaparkowane auta. A teren jest na tyle duży, że parking przy Zaścianku można było zorganizować kilkanaście metrów dalej. Albo w ogóle mając do dyspozycji wózek golfowy (albo coś co wygląda jak wózek golfowy) można oferować gościom podwózkę z torbami pod domek, a auta parkować na dużym parkingu zaraz za wjazdem na teren. Choć i to chyba by się nie sprawdziło bo obserwowaliśmy gości jadących na śniadanie czy kolację samochodem z drugiej części terenu. To jest 500, może 700 metrów.
Uroczysko Zaborek, auta zaparkowane przed Zaściankiem

Miejsce jest przepiękne i ma gigantyczny potencjał. Poszło tam niemało pieniędzy ale chyba zostawione zostało samo sobie przez właściciela, który to budował i rozkręcał. Być może już go nie ma, być może osiadł na laurach… kto wie.

[EDITED]: Po opublikowaniu tego artykułu skontaktowali się z nami właściciele pensjonatu. Wymieniliśmy się spostrzeżeniami, a ci zadeklarowali zmianę w kilku obszarach (tych opisanych powyżej). Dajcie znać w komentarzu czy nasze obserwacje są wciąż aktualne, czy już nie (na co liczę i trzymam kciuki za dobre zmiany).

Co w okolicy?

Co robić w okolicy Pensjonatu Uroczysko Zaborek, jeśli się już tam wybierzecie? Oto nasza propozycja:

  • zwiedzanie Stadniny Koni w Janowie Podlaskim – bilet wstępu kosztuje w 4 zł. Możliwe jest również zwiedzanie z przewodnikiem. Więcej informacji na stronie stadniny.
  • spacerować wzdłuż Bugu lub nim spłynąć
  • udać się na pobliskie pola w poszukiwaniu instalacji artystycznych – od 2011 roku w okolicznych wsiach i polach odbywa się Landart Festiwal. Okolica staje się tłem dla instalacji artystycznych, których autorzy pochodzą z całego świata. Na stronie festiwalu dostępna jest mapa z lokalizacją instalacji każdej edycji festiwalu, którą możecie podążać.

Write A Comment