To Kiruna miała być na początku głównym celem naszego skandynawskiego road-tripu. Jako taki ostatni punkt na mapie Szwecji (oczywiście, że nie całkiem ostatni, ale prawie, bo powyżej na północ to już tylko jeziora, góry, puste przestrzenie, renifery przy drodze, długo długo nic i czasem jakaś mała mieścina albo samotna chata), o którym słyszałam głównie za sprawą opowieści o wielkich komarach czekających na niczego nieświadomych turystów. Na szczęście plany się trochę zmieniły i nie tylko cel, ale i trasę obraliśmy całkiem inną. Do Kiruny jednak zajechaliśmy, ponieważ zapragnęliśmy zobaczyć Kebnekaise – najwyższy szczyt Szwecji (2 111 – 2 121 m npm, troszkę rośnie zimą). Zachciało nam się nawet na Kebnekaise wejść, ale na miejscu okazało się, że potrzebujemy na to 4 dni. Wybraliśmy się jednak na spacer częścią szlaku, w kierunku Kebnekaise, którego szczyt od czasu do czasu jawił nam się na horyzoncie. Trasa, którą rozpoczęliśmy przy naszym kempingu w Nikkaluokta, prowadziła płaskimi terenami szwedzkiej tundry, wydeptanymi ścieżkami, gotowymi kładkami i malutkimi mostkami. Od czasu do czasu urozmaicana była widokiem samotnie spacerującego renifera. Turystów za wielu nie spotkaliśmy, co było bardzo przyjemne, szczególnie kiedy pomyślimy o wędrówce po polskich górach. Natomiast w okół surowa skandynawska przyroda, zwierzęta w naturalnym środowisku i cisza.

Kebnekaise
Kebnekaise

Jak już wspomniałam na szczyt Kebnekaise nie weszliśmy. Nasz spacer w kierunku góry i z powrotem zajął 2/3 dnia. Nie wiem dokładnie do jakiego miejsca doszliśmy. Po drodze zatrzymaliśmy się przy urokliwym jeziorze Ladtjojaure na pysznego reniburgera, którego przyrządzono nam w drewnianej chacie o nazwie LapDånalds 🙂 (więcej o reniburgerze TUTAJ) Być może trzeba będzie tę wizyte powtórzyć i kiedyć wejśc na najwyższy szczyt Szwecji. Z kolei dla tych, co nie lubią górskiego trekkingu podpowiadamy, że jest sposób, by się na szczycie znaleźć w jeden dzień – można tam polecieć helikopterem (nie jest to tania atrakcja).

Ladtjojaure lake
jezioro Ladtjojaure / Ladtjojaure lake

Co robić w Kirunie, czyli szwedzkie centrum kosmiczne

Jakoś czas w Kirunie trzeba było sobie zagospodarować, a ponieważ jest to miasteczko górnicze, to zbyt atrakcyjne nie jest, by się po prostu delektować czasem w nim spędzanym. Na szczęście w ofercie turystycznej jest kilka atrakcji, którymi można zapełnić nawet kilka dni. Długo debatowaliśmy, czy jedziemy zwiedzać kopalnię czy centrum kosmiczne. Padło na to drugie. Esrange Space Center – niemilitarne centrum kosmiczne – specjalizuje się w wysyłaniu w kosmos sond i satelit (telewizyjnych, do badania zjawisk atmosferycznych etc.). Ekscytujące mogłoby się wydawać. Ale ekscytujące okazało się tylko myślenie o odwiedzinach w takim dotychczas niedostępnym miejscu i znanym jedynie z filmów. Bo w Esrange okazało się nudno. Poza naszą wycieczką i parą reniferów, w centrum pustki. Nie było akcji, ekscytacji, adrenaliny znanej z filmów, w których wysyła się coś/kogoś w kosmos. Nie było centrum dowodzenia, rozgrzanych telefonów i łączenia z królową. Było staro, szaro, smutno i bez życia. Więcej o naszej wizycie w Esrange Space Center – TUTAJ.

Kebnekaise
Kebnekaise

Jeśli znajdziecie się kiedyś w Kirunie i nie będzie to zimowy wypad do lodowego hotelu czy na zimowe oglądanie zorzy polarnej (swoją drogą moje wielkie marzenie), to wybierzcie wycieczkę do kopalni. Centrum kosmiczne z większą ekscytacją ogląda się w telewizji.

Aaa i jeszcze jedno. Żadnych gigantycznych komarów w Kirunie nie widzieliśmy (ani tym bardziej nie poczuliśmy) 🙂

Kebnekaise (płn-lap. Giebnegáisi), wysokość pomiędzy 2 111 m npm a 2 121 m npm.

W OKOLICY:

Write A Comment