Veleta to najwyższy jak dotąd zdobyty przez nas szczyt, ale też najmniej lubimy o tym opowiadać. Bo ani specjalnego wysiłku to od nas nie wymagało, ani krajobraz nas nie zachwycił (aczkolwiek inny od gór, na które się wdrapaliśmy do tego czasu).
Veleta to drugi co do wysokości szczyt w Sierra Nevada, prawie 3400 m npm. To także najwyżej położona droga w Europie, którą szczególnie upodobali sobie rowerzyści a do wysokości parkingu także firmy motoryzacyjne (chętnie się na niej testuje nowe modele aut, co mieliśmy okazję zaobserwować). Samo wejście na Veletę zaczyna się dopiero od wspomnianego parkingu samochodowego położonego na wysokości ok. 2 500 m npm, tak więc podejścia pozostaje mniej niż tysiąc metrów. Podobno w sezonie letnim nawet wchodzić nie trzeba, bo na szczyt wwozi autobus. Dla tych co wybrali podejście piesze drogi są dwie – albo drogą samochodową, albo prosto przed siebie, troszkę ostrzej ale bez przesady.
Podejście na Veletę nie wymaga ani specjalnego osprzętu, ani umiejętności, ani kondycji. Jest trochę męczące, ale nie ze względu na trudność trasy a wysokość i związaną z tym ilość tlenu.
Widoki jakby księżycowe, tzn. tak sobie księżycowe wyobrażam na podstawie filmów. Jest surowo, skaliście. Brakowało kraterów, ale dominowały skała i ciemny piach. A najfajniejszym widokiem była radość rowerzystów po zdobyciu szczytu na dwóch kółkach, które wciągnęli dodatkowo na samiutką górę i fotografowali się z nimi namiętnie.