Na Planinę wjeżdżamy kolejką linową, która chyba pamięta jeszcze czasy Tito, ale jeśli jesteśmy na ternie Unii Europejskiej, to raczej jesteśmy bezpieczni. Przecież biurokraci na pewno certyfikują regularnie cały osprzęt. Na końcu jest jeszcze podjazd kolejką krzesełkową. Wlecze się niemiłosiernie, ale pozwala już napawać się widokami.
Widoki, właśnie. To miejsce jest ładne, owszem, ale przede wszystkim jest estetyczne. Tak do bólu. Są na świecie miejsca piękne i magiczne, bo przyroda umie cieszyć nasze oko, ale chyba do tej pory nie widziałem takiego miejsca, gdzie ta przyroda ukształtowałaby się tak estetycznie. Perfekcyjne krzywizny, gotowe kadry z podziałem Fibonacciego, samotne drzewa jako dominanty krajobrazu, kępki skałek na tle głębokiej zieleni. Idealna trawa. Nawet człowiek, który dołożył tu swoje, zrobił to tak, że podkreślił autoestetyzm tej ziemi. Dostawił domki pasterzy – drewniane, owalne, okrągłe i kwadratowe, z drewna, które kolejne sezony zdążyły już postarzyć tak, że zlewają się z krajobrazem. Ciekawymi akcentami są krowy, brązowe, beżowe i écru. Zresztą one same zostawiają też sporo autoakcentów, na które trzeba uważać spacerując szlakiem prowadzącym w sumie przez ich pastwiska.
Velika Planina nie jest niczym szczególnym z punktu widzenia wyzwań, bo wciąga nas tu technika, a spacerujemy prawie po płaskim. Po rozdzieleniu elementów na drzewa, trawę, domki i krowie kleksy i wzniesionka, nie jest niczym szczególnym, ale jakoś tak po spojrzeniu na całość jest po prostu niezwykle elegancka i estetyczna.