Wsiąść do pociągu… W Chinach na pewno nie do byle jakiego, ale do konkretnego. Chińczycy podobno dużo podróżują po swoim kraju, a szczególnie w okresie świąt i weekendów. Nasza pierwsza podróż pociągiem wypadła w weekend i na własnej skórze przekonaliśmy się, że rzeczywiście tak jest.

pociąg klasy D / D class train
pociąg klasy D / D class train

Co musisz wiedzieć przed zakupem biletu kolejowego w Chinach

Już w Polsce czytałam, że bilet na pociąg należy kupić z kilkudniowym wyprzedzeniem jeśli liczy się na miejsce siedzące bądź tzw. kuszetkę. Sprzedaż biletów rusza ok. 10 dni przed terminem podróży i odbywa się m.in.online. Kilka dni przed podróżą pociągiem po Chinach i jeszcze przed naszym wylotem do Chin radośnie wybrałam na stronie ctrip.com pociąg, miejsca typu soft sleep i… dupa. Okazało się, że bilety można kupić jedynie z dostawą pod wskazany adres w Chinach i tylko w kilku miastach. Nie można sobie samemu wydrukować. Cóż, stwierdziliśmy więc, że pierwszy bilet kupimy na miejscu, mając nadzieję, że w ogóle będzie dostępny na wybrany przez nas termin (jeśli nie, to sypie nam się cały plan podróży).

pociąg klasy D / D class train
pociąg klasy D / D class train

Bilety mieliśmy kupić w Shenzhen na podróż z tego miasta aż do Guilin. Było to nie lada wyzwaniem, które po kilku godzinach okazało się zwykłą bezmyślnością (ale o tym za moment).  W przewodniku znaleźliśmy adres agencji turystycznej sprzedającej bilety kolejowe, ale agencji pod tym adresem nie było. Po długich poszukiwaniach i miotaniu się od jednego policjanta do drugiego, od banku do hotelu udało nam się znaleźć miejsce, a właściwie okienko, w którym mogliśmy kupić upragniony bilet. W samej transakcji pomogła nam pracownica owego hotelu, która niemalże trzymając nas za ręce zaprowadziła do okienka i tłumaczyła całą rozmowę. Ostro się też zdziwiła kiedy zakomunikowaliśmy, że potrzebujemy biletu „na jutro”. Dlaczego? Odpowiedź poznaliśmy kilka minut później. Stu procentową prawdą okazały się informacje i ostrzeżenia, żeby bilety kolejowe w Chinach kupować z większym wyprzedzeniem. Na nasz kurs, który ruszał za całe 24 godziny, zostało tylko kilka biletów. Do tego same na tzw. hard seat. O podróżowaniu w opcji soft sleeper, albo chociaż hard sleeper, mogliśmy już tylko pomarzyć. Przed nami 13 godzin nocnej jazdy na siedząco, w najgorszej klasie, by nie powiedzieć „bydlęcej”…

Przerażeni perspektywą jazdy na hard seatach, po powrocie do hotelowego pokoju od razu zaplanowaliśmy dalszą podróż co do dnia (mimo iż wcześniej zostawiliśmy sobie pewną elastyczność), by wiedzieć dokładnie którego dnia skąd dokąd i jakim środkiem transportu będziemy chcieli się przemieścić.  I następnego ranka kupiliśmy kolejne bilety – tym razem 1-sza klasa na trasie z Guilin do Luizhou, a potem soft sleeper z Luizhou do Zhangjiajie. Na kolejnych dwóch trasach zdecydowaliśmy się na samolot (jeśli komuś się wydawało, że poczyta o backpackerskich wakacjach to nie ten blog 🙂 ).

Tym razem przed zakupem biletów już nie błądziliśmy po mieście w poszukiwaniu agencji turystycznej. Musze jednak dodać, że nie wynikało to z przebłysku naszej wyjątkowej inteligencji, ale był to zwykły łut szczęścia. Postanowiłam zapytać w recepcji naszego hotelu, gdzie znajduje się najbliższa agencja turystyczna i w ten sposób dowiedziałam się, że bilet mogę kupić w hotelowej recepcji. Eureka! (w kreskówce w tym miejscu w prawym górnym rogu zaświeciłaby się żarówka 🙂 ) Nie dość, że kupili nam wszystkie bilety, że cała transakcja odbyła się w języku angielskim to przy okazji nauczyłam się wymawiać nazwy miejscowości, do których jechaliśmy.

Ach, dodam jeszcze, że kupując bilet na pociąg trzeba okazać paszport, bo numer paszportu drukowany jest na bilecie. Potem na podstawie danych z biletu, już w wagonie konduktor w kajeciku notuje, kto dokąd jedzie – i tak się śledzi każdy ruch swoich obywateli i turystów 🙂 A poważnie, to bardzo przydatne. Bo na przykład w nocnym kursie konduktor robi obchód po pociągu i budzi pasażerów, kiedy pociąg dojeżdża do ich stacji. Super, prawda!

Dworzec / Train station
Dworzec / Train station

Na dworcu

W hotelu doradzono nam byśmy na dworcu byli pół godziny wcześniej – troszkę zestrachani na dworcu pojawiliśmy się półtorej godziny wcześniej 🙂 Wejście na teren dworca odbywa się przez bramki, po okazaniu biletu i paszportu. Potem skanowanie bagażu. A potem oczekiwanie w miejscu specjalnie wyznaczonym dla podróżujących danym pociągiem. Dlaczego? A to dlatego, że ok. 20-30 min przed odjazdem pociągu pojawia się „bramkowy”, który otwiera kratę do zamkniętej dotychczas części dworca prowadzącej na perony. Teraz wszyscy mogą się udać na swój peron (oczywiście jak tylko pojawił się bramkowy wszyscy pasażerowie grzecznie ustawili się w równiutką kolejkę). Tylko podróżujący tym konkretnym pociągiem, korytarzem prowadzącym na konkretny peron, bez żadnego błądzenia czy nerwowego szukania mogli przejść przez bramkę i iść do swoich wagonów (uwłacza to polskiemu pojmowaniu wolności, ale mi to rozwiązanie bardzo się podoba). Kolejne sprawdzanie biletu odbywa się przed wejściem do wagonu – nie wejdzie ten kto biletu nie ma, nie wejdzie nikt do niewłaściwego wagonu, nie będzie się plątać między wagonami i zastawiać przejścia… Wagonów ponad 20, świetnie oznaczone, na peronach kierunkowskazy pokazujące w którym miejscu ustawiony jest wagon o konkretnym numerze. Przed wejściem do każdego wagonu stoi obsługa z numerem wagonu, między peronem a wagonem jest rozciągnięta kładka po której wygodnie wejdziesz albo wciągniesz walizkę. Oj jak mi się ta organizacja podoba! Jestem za przysłaniem reprezentacji PKP na study tour do Chin!

W pociągu

Znaleźliśmy swoje miejsca, rozsiedliśmy się i rozejrzeliśmy dookoła. Prawie wszystkie miejsca zajęte (pewnie reszta dosiądzie się w Kantonie), natomiast tym, co przyciąga naszą uwagę jest zaopatrzenie Chińczyków. Czytaliśmy o tym – że dużo jedzą w podróży, że w pociągach mają stały dostęp do gorącej wody, której używają do zalewania noodli – ale taki widok na własne oczy mocno przerasta wcześniejsze wyobrażenia. Przygotowani na podróż jak na wojnę – reklamówki wypchane snackami, pudełkami noodli, parówkami, gotowanymi jajami, słodkimi napojami. Jeść zaczęli zanim jeszcze ruszył pociąg (niektórzy jedli już w poczekalni). W trakcie podróży każdy zjada po kilka pudeł noodli, a jak zabraknie własnych to dokupują u pani, która jeździ po wagonie z obwoźnym sklepikiem.

Jazda chińskim pociągiem do spokojnych nie należy. Chińczycy ciągle łażą po wagonie – po wodę do noodli, wyrzucić opakowanie po noodlach, dokupić kolejne pudełko noodli, zapalić papieroska i kto wie po co jeszcze. Na miejscu usiedzieć nie mogą. A jak już przysiądą to gadają, gadają, gadają – są strasznie towarzyscy, z poznanymi w pociągu obcymi ludźmi gadają całe 13 godzin, buzie im się nie zamykają (a jak wspominałam już w innym poście, cicho nie rozmawiają). Ci co nie gadają, to grają w gierki n swoich smartphonach z dźwiękiem ustawionym na full, albo słuchają muzyki „na cały wagon”. Cicho nie jest.

Zagraj i kupuj / Play and buy
Zagraj i kupuj / Play and buy

Atrakcją podróży jest handelek. Jakiś młody chłopaczek szpera w pudłach ustawionych pod siedzeniami, z których wyjmuje różne badziewie – kosmetyczki, zabawki dla dzieci, zestawy do manicure (w opakowaniach a’la LV i Burberry), szybkoschnące ręczniki, pasty do zębów i szczoteczki… Nie jest to jednak zwykła sprzedaż, a każdemu produktowi towarzyszy prezentacja niczym garnków pewnej znanej marki na Z. Bo w chińskim pociągu sprzedaż jest profesjonalna. Chłopaczek nie podchodzi, nie zaczepia, nie pyta. On na cały wagon prezentuje walory produktu i możliwe zastosowania. Opisuje, omawia, prezentuje, wygina, pociera, namacza, próbuje, daje dotknąć, pomacać, wypróbować… a na koniec sprzedaje. Bo wysokość zrealizowanej sprzedaży, w naszym przynajmniej wagonie, ma na poziomie 70%. Zaraz za nim pojawia się facet z quizami. Pokazuje sztuczki matematyczne, chodzi z tablicą, zadaje zagadki, pokazuje rozwiązania. W wagonie robi się jeszcze szumniej i weselej. Na koniec chłopak też sprzedaje – książkę z quizami. Gdyby nie to, że napisana była po chińsku to i ja bym się dała namówić na zakup 🙂 Chińczycy w pociągu kupują dużo, od jedzenia po badziewie różnego rodzaju.

Pociąg / train
Pociąg / train

Niespodzianka w Kantonie (który był pierwszym przystankiem w naszej 13-godzinnej podróży) – dolazło ludzi. Okazało się, że są jeszcze gorsze miejsca niż nasze – miejsca stojące. Zrobiło się ciasno, a nie był to ostatni przystanek, na którym dosiedli się pasażerowie. Przez jakieś 8 godzin tylko się dosiadali, dopiero później zaczęli wysiadać. Z braku miejsc siedzących podłoga zaczęła pełnić miejsce foteli a potem kuszetek. Ludzie na niej spali, przytuleni jeden do drugiego. Co bardziej towarzyscy Chińczycy przytulali tych „stojących” do swoich hard seatów, próbując na dwuosobowym fotelu wcisnąć się w 4-5 osób. Na całe szczęście nasz wagon okazał się klimatyzowany. Na początku twardo siedzieliśmy w swoich fotelach z nadzieją na świadome dotrwanie do końca podróży, ale po jakiś 8 godzinach padliśmy ze zmęczenia usiłując spać na siedząco czy skuleni na własnych kolanach. Do Guilin dojechaliśmy wyczerpani, ale bogatsi o nowe doświadczenia 🙂

Do wyszukiwania połączeń pociągowych korzystaliśmy z aplikacji China Trains.

Samoloty na połączeniach wewnętrznych oraz czasami (w mniejszych miejscowościach, kiedy nie byliśmy w stanie otrzymac żadnej oferty z Bookingu) pokoje hotelowe rezerwowaliśmy przez Ctrip.

INNE ŚRODKI TRANSPORTU

Podczas pobytu w Chinach, prócz opisanego w tekście pociągu, mieliśmy okazję przetestować dwa inne rodzaje pociągów oraz transport samolotowy i autobusowy:

  • pociąg klasy D – nowoczesny, szybki (maks. prędkość 250km/h, ale nasz jechał nie szybciej niż 195 km/h). Piękna stewardessa w każdym wagonie, szerokie wygodne siedzenia (wygodniej niż w Airbusie A-380), wielka toaleta – takim mogłabym jeździć także nocą.
  • pociąg bez literki – jechaliśmy w przedziale sypialnianym. Jest to jedna z gorszych klas, ale i tak jest to o wiele lepsze rozwiązanie niż kilkanaście godzin na hard seat. Kabina 4-osobowa (niestety nie ma możliwości wykupienia całej kabiny tylko dla siebie). Pościel czysta, wykrochmalona. Drzwi zamykane od środka. Kibelek w korytarzu, ale milion razy czystszy niż w wagonie hard seat. Nikt nie przeszkadza, można odpocząć (no, chyba, że towarzysz podróży gra głośno w gierki przez pół nocy). Po wejściu do pociągu pojawia się konduktor/-ka, któremu oddaje się bilet w zamian za kartę. Nie mam pojęcia do czego – czytałam w przewodniku, że na tej podstawie rano ma nas obudzić, ale porannej wizyty naszej konduktorki nie odebrałam jako pobudki. Konduktorka po prostu odebrała karty i oddała bilety.
  • samoloty – jak to samoloty, wcale nie najdroższe, nam się trafiły raczej stare, ale co ciekawe, mimo iż stare to idące z duchem czasu. W naszych starych maszynach nie było na zagłówkach ekranów, ale w zamian za to, w kieszonkach znaleźliśmy tablety, na których mogliśmy wyświetlić filmy, posłuchać muzyki czy pograć w gierki.
  • autobusy (odpowiednik PKS) – dojadą w wiele miejsc, więc trzeba się za nimi rozglądać, przy okazji ceny całkiem ok. Środek transportu dla osób o mocnych nerwach, a jak mocnych nerwów nie macie to polecam wczesniej coś na uspokojenie 🙂 Szaleni kierowcy wyprzedzają na czwartego, jadą pasem pod prąd wymuszając na nadjeżdżającym kierowcy (który to przecież jedzie swoim pasem, we właścwym kierunku, po właściwej stronie drogi) ustapienie miejsca, zdecydowanie łamiący ograniczenia prędkości i kompletnie się tym nie przejmujący.

Write A Comment