Ekscytacja pojawiła się już w Polsce – sama myśl, że wejdziemy na lodowiec podnosiła jednocześnie adrenalinę i serotoninę 🙂 Im bliżej Mo i Rana, miejscowości gdzie spędzaliśmy noc przed zdobyciem lodowca Svartisen, tym większe emocje.
Pobudka z samego rana, jazda prawie 40 km (w Norwegii zajęło nam to ponad godzinę) na miejsce spotkania z przewodnikiem, który się nie pojawił. Nam nawet do głowy nie przyszło, że mógłby się nie pojawić, więc mimo wszystko grzecznie czekaliśmy. Mieliśmy rację, przewodnik się po prostu spóźnił. Najdziwniejsze jest jednak to, że umówił się z nami na 8:30, sam przyjechał godzinę później, a pierwszy prom w kierunku lodowca odpływał dopiero o 10:00. Odebraliśmy nasz ekwipunek, wsiedliśmy na ów prom i po 15 minutach rejsu byliśmy na drugim brzegu jeziora. A stamtąd bieg w kierunku lodowca – bieg gdyż nasz przewodnik nie znał słów „spacer”, ba – nawet „marsz” był mu obcy. Tak więc lecieliśmy za nim z językami na wierzchu, przeskakując ze skały na skałę i rezygnując z robienia zdjęć w obawie, że go stracimy z oczu. Wnet stanęliśmy jak wryci – naszym oczom ukazał się lodowiec Svartisen.
Monumentalna lodowa skała w formie jęzora wypuszczonego w kierunku jeziora. Nierówna, jakby zdobiona (później te szlaczki, które przy pierwszym wrażenie wyglądały jak zdobienia okazały się po prostu brudem, który przez wiele miesięcy próbowałam wyszorować z ubrań). Potężna! Piękna!
Pod samym „jęzorem” usłyszeliśmy komendy przewodnika – „Zakładamy raki, chwytamy czekany, ostatni posiłek i ruszamy”. Ustawił nas w rzędzie i połączył jedną liną. Najpierw on, potem J., następnie ja i reszta. No to wchodzimy. Ale jak wejść na pionową, lodowa skałę prawie takiej wysokości jak ja? Pierwsza próba i ogromny strach. Trzęsące się nogi, łzy w oczach – nie przyznam się przed innymi, że się boję. Jak to możliwe, że przewodnikowi poszło to tak szybko? Jak to zrobił J.? Najpierw przewodnik, który sprawnie skoczył na pionową, metrową skałę, potem J., któremu też szybko poszło, a za nim ja. Na śniegu widzę krew (o tym, co to za krew – tutaj). Zaczynam rozumieć, że to nie jest spacer po lesie, że to nie zabawa, a poważna wyprawa. Byłam bliska rezygnacji, na szczęście powstrzymywał mnie przed tym wstyd przed pozostałymi uczestnikami.
Nasz marsz po lodowcu był debiutem dla każdego z nas. Wszyscy byliśmy zestrachani i z tego strachu całymi siłami uderzaliśmy czubkami naszych butów w lód, by przyczepić się do niego rakami. Efektem tego był na koniec dnia ogromny ból palców u nóg. Po półtoragodzinnej wędrówce w górę wydawało nam się, że jesteśmy już całkiem nieźli w tym co robimy i zaczęliśmy się trochę rozluźniać. Cóż za iluzja! Mam wrażenie, że w drodze powrotnej zaczęliśmy sobie bardziej folgować i mniej dbać o bezpieczeństwo. Nie mam pewności, czy nasz przewodnik utrzymałby całą piątkę gdyby któreś zaczęło się staczać. Nie wiem, czy zdołałby w ogóle zareagować, co pokazał nam mały wypadek na koniec. Kiedy to ja już byłam na skale, a Tomek, który był w kolejce za mną, postanowił zeskoczyć sobie z lodowca zamiast spokojnie zejść. Skok w rakach na butach skończył się upadkiem i turlaniem w kierunku kilkunastometrowej przepaści między lodowcem a skałą, a ponieważ przywiązani byliśmy liną, w kierunku przepaści zaczął ciągnąć i mnie. Udało mi się w porę zablokować butami skały i powstrzymać to turlanie Tomka. Nasz przewodnik w tym czasie nie zdążył do nas nawet dobiec. Żartów nie było. Strach był i zagrożenie poważne też. Właśnie przez to głupie folgowanie, bo jak już czegoś spróbujemy to nie znaczy, że jesteśmy w tym ekspertami.
Nasz spacer po lodowcu Svartisen trwał kilka godzin. Byliśmy na nim tylko my. Inne osoby, które wsiadły z nami na prom oglądały lodowiec z brzegu jeziora. My mogliśmy się z nim zmierzyć. Oraz ze swoimi słabościami strachami.
Relacja J. z tej samej wyprawy – tutaj.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Jak zorganizować trekking po lodowcu Svartisen?
Przewodnika i wejście na lodowiec organizowaliśmy przez Rana Special Sport
Nocleg
Wynajęliśmy domek na Yttervik Camping, ok. 40 km od przystani na jeziorze, skąd odpływa prom w kierunku lodowca. Domek schludny, 2 sypialnie oraz salon z kuchnią, własna łazienka. Niewielki taras z ładnym widokiem.
Na kempingu jest płatna pralnia.