Więcej prądu! Parafrazując słowa Goethego można opisać dzisiejszy główny problem podróżowania zaraz obok finansowania. To co irytuje mnie osobiście to wielka gmatwanina i plątana kabli, ładowarek i wtyczek. Podróżowanie bez prądu jest dziś dla nas w zasadzie niemożliwe. Zabieramy te pajęczyny, ponieważ chcemy uwieczniać i ponieważ nawet zegarek mamy w telefonie. Strasznie ciężko jest tym zarządzać, wszystko się plącze, w miejscach pobytu brakuje gniazdek a przecież wyjeżdżając walczymy też o wagę bagaży, niezależnie czy nosimy go na plecach, czy ciągniemy na kółkach za sobą. Szczęśliwie ładowanie standardowym prądem 5V z kabla USB staje się standardem, co pozwoli nam zredukować liczbę ładowarek, ale czy to wszystko?

Oto 7 rzeczy z elektroniki, które trzeba zabrać na każdy wyjazd.

Konwerter do gniazdek z prądem


Niestety, świat i ludzie są różni. Różne są też standardy gniazdek z prądem. Cóż za cud, że mamy tylko dwa standardy napięć i że większość urządzeń dziś przygotowanych jest do pracy w obu systemach. No ale na nie pasujące dziurki na bolce wtyczki nic nie poradzisz. Trzeba mieć przejściówki lub nawet kilka przejściówek.

Najlepiej zaopatrzyć się w uniwersalny, wszystko mający konwerter. Bywa nieco większy niż konwerter dedykowany konkretnemu standardowi, ale kupuje się go raz na ruski rok i co ważniejsze, można z nim jechać w ciemno w każdy zakątek na świecie.

Ładowarka z wieloma wyjściami

ładowarka

Kluczowe urządzenie, które ratuje nieco sytuację plątaniny kabli, dostępnych gniazdek i uśmiechów obsługi skanera na lotnisku. Pamiętam czasy telefonów typu Nokia, kiedy targałem ze sobą sporą sakiewkę kabli i ładowarek oraz Panią pograniczniczkę, która długo grzebała mi w tych kabelkach.

Dziś, przy standardzie USB do zasilania większości urządzań najlepiej zaopatrzyć się w ładowarkę z wieloma portami USB. Noszenia kabli nie unikniesz, ale możesz też kupić kabelki zwijane lub krótkie. To wszystko ma znaczenie w objętości i wadze. Przy wyborze ładowarki z wieloma gniazdami powinniśmy kierować się jednak bezpieczeństwem i jakością wykonania. Wybierałbym rozwiązania markowe. Bardzo ważnym elementem do sprawdzenia jest to jakie napięcie i jakie natężenie udostępniane jest na poszczególne gniazda przez taki sprzęt. Większość sprzętów zadowoli się 5V i 1A, ale pamiętaj, że coraz więcej telefonów stosuje metodę fast charge z 12V i większą liczbą amperów. Ponadto zwróć uwagę, czy „moc” a konkretniej natężenie (ampery) podawane jest łącznie i rozkłada się na wszystkie urządzenia czy podawane jest na każde z gniazdek. Jeśli ładowarka daje 2A na 5 gniazdek to swoje sprzęty naładujesz może za dwa dni, ponieważ statystycznie na urządzanie przypadnie 0,4A. W uproszczeniu ampery odpowiadają za szybkość ładowania. Ale nie wpadnij w pułapkę myślenia, że podanie więcej amperów przyspieszy proces. Elektronika zazwyczaj sama odkryje nadmiar i poprosi ładowarkę o maksymalnie tyle ile może przyjąć.

Mały rozdzielacz

Pomimo tego, że większość twoich urządzeń zasila się czy też ładuje z USB, zawsze któryś z producentów wyskoczy ze swoim własnym standardem, nietypowym zasilaniem na 7,8V czy coś w tym rodzaju i nasz plan jednej ładowarki USB obraca się w niwecz. Tak mają najczęściej producenci aparatów fotograficznych. Ładowarka jest nietypowa i najczęściej od razu zakończona europejską płaską wtyczką dwubolcową. Często bierzemy też ze sobą laptopa, którego póki co nie sposób zasilić z USB. A oczywiście w hotelu/hostelu/w gościach do dyspozycji jak na złość będzie tylko jedno gniazdko i tak zapewne okupowane przez lampkę nocną. W sukurs przychodzi Malutki, możliwie jak najmniejszy i najlżejszy rozdzielacz. Wybrałbym taki, który nie ma bolca uziemiającego, ponieważ gniazdka w podróży zazwyczaj go nie mają, co oznacza, że dodatkowy metal i kilkanaście gramów nosimy ze sobą za frajer. Swój jeszcze dodatkowo poobcinałem ze zbędnego plastiku aby zmniejszyć jego rozmiary.

Twardy dysk z czytnikiem kart

Jakkolwiek duże nie byłyby karty w aparatach czy kamerach to dane, w tym wypadku materiały photo video należy zabezpieczyć. Trochę szkoda naszego czasu a i często poświęcenia, żeby stracić dorobek zdjęciowy i nie mieć kopii zapasowej. Może to się stać na milion sposobów od kradzieży, przez zalanie do jakichże zdarzeń związanych z uszkodzeniem karty. Kiedy tylko jest okazja, przegraj zdjęcia z kart na dysk. A najlepiej dwa, noszone w różnych bagażach. Wystarczy ci czytnik i kabel USB oraz dowolny, nawet podejrzany komputer. Po powrocie dysk przeskanujesz sobie dowolnym antywirusem. Oczywiście dziś lepiej zainwestować w dysk SSD niż HDD, SSD nie mają mechanicznych części co z kolei lepiej wpływa na ich żywotność itp. Rozmiary już zależą od ilości materiałów jakie jesteśmy w stanie wyprodukować.

Latarka
Szukałeś kiedyś po nocy hostelu w Teheranie? Albo w Bukareszcie? O dziwo w Bukareszcie bywało ciemniej niż w Teheranie. Latarka może się przydać oczywiście dużo bardziej w terenie. Czasem zmrok zapada szybciej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni, czasem celowo zostajemy gdzieś dłużej a w ekstremalnych sytuacjach trzeba w jakiś sposób dać znać gdzie jesteśmy.

Latarkę traktuję trochę jak ubezpieczenie. Kupuję z nadzieją, że nie będzie mi potrzebne.

Smartfon z mapami off-line

mapa na telefon

Smartfona zapewne masz. Na co dzień używasz Google Maps i niczym się nie przejmujesz. Ból zaczyna się przy opłacie naście złotych za 100kb danych kiedy nagle potrzeba się odnaleźć w terenie lub obcym mieście i trzeba włączyć roaming danych. Warto wcześniej zabezpieczyć się na kilka możliwych sposobów. Google pozwala zgrać wybrane obszary map do trybu off-line – ciągle zmieniają jak się tej opcji używa więc czytając to teraz zguglaj jak zapisac mapy google offline. Jest też wiele innych map takich jak np. Sygic, HERE, TomTom oraz wiele naprawdę wiele innych. Ale najważniejsze jest przed wyjazdem sprawdzić, czy mapy te obejmują teren lub kraj do którego jedziemy. Najlepiej też porównać kilka map i poświęcić na to godzinę ale potem jechać ze świadomością, że mamy dobre narzędzie, które w ekstremalnym przypadku uratuje nam zad a na co dzień pozwoli usprawnić swoją podróż

Powerbank

W pewnym momencie urządzenie stało się modne. Rozwiązuje ono nieco problemów ale szczególnie do tego urządzania należy podejść z rozwagą i dostosować je do warunków w jakie się udajemy. Zasadniczo, póki Elon Musk nie wymyśli nam czegoś innego, pojemność baterii będzie wpływać na jego wagę. Im większa tym cięży. Ponadto należy zastanowić się ile urządzeń będziemy zasilać tym powerbankiem i jaką pojemność mają one same. Przeciętny telefon ma baterię o pojemności ca 2000 mAh (mili ampero godzin), zatem zamiast czytać marketingowe teksty ile to razy naładujemy swoje urządzenie reklamowanym powerbankiem lepiej po prostu zsumować wartości pojemności naszych urządzeń i dopiero wtedy odnieść to do wybranego powerbanka: ile ma tych mAh.

I najważniejsze. Nie dajmy się zwariować, jeśli jedziemy do hotelu i będziemy gdzieś stacjonarnie to powerbank być może nie jest nam potrzebny wcale. Jeśli jedziemy na Patera w syberyjską dzicz, to przyda nam się jakiś ogromny powerbank pozwalający nam zostać poza cywilizacją być może nawet kilka dni. Powerbanki są bardzo różne i trochę jest z nimi jak z butami, trzeba je wybrać stosownie do aktywności i bardzo mocno pod siebie.

Write A Comment