O lokalne dania wcale nie jest łatwo w Grodnie. Przed wyjazdem przejrzałam rekomendacje w internecie oraz zrobiłam listę dań, których chciałam na miejscu spróbować. O ile ta pierwsza lista – restauracji – nie była długa, to już ta druga – lista potraw – zrobiła się spora i z góry wiedziałam, że w dwa dni wszystkiego nie zdołam zjeść. Na miejscu okazało się, że nie tylko czas był przeszkodą, ale przede wszystkim – dostępność lokalnych dań.
Draniki i soljanka
Tych dań próbowaliśmy w Karczmie u pryczała (Korchma u prichala), którą poleciła nam właścicielka apartamentu. Poza położeniem – nad brzegiem Niemna – karczma nie ma wiele do zaoferowania. Karta lokalnych dań okazała się bardzo skromna, głośna muzyka nie zachęcała do spędzenia tu więcej czasu niż potrzebny na spożycie posiłku, a czas oczekiwania na realizację zamówienia był zdecydowanie za długi.
W Karczmie u pryczała zamówiliśmy dwa dania – zupę sojankę oraz draniki.
Mięsna soljanka (solanka) miała bardzo rzadką konsystencję a jej smak był poniżej przeciętnej. Zjedliśmy, bo byliśmy bardzo głodni. Jako dodatek do zupy dostaliśmy czarny chleb żytni, typowe dla grodzieńszczyzny pieczywo. Było pyszne. Chleb, który jedliśmy w restauracji był w wersji na miodzie, natomiast później kupiliśmy w sklepie klasyczną jego wersję. Nie dziwiliśmy się, że biuro podróży w którym załatwialiśmy przepustki do Grodna poleca wszystkim spróbowanie tego czarnego chleba.
Soljanka to gęsta zupa ugotowana na wywarze mięsnym lub rybnym. Wersja mięsna powinna obfitować w kilka rodzajów mięs i wędlin. Zupa jest kwaśna, co uzyskuje się poprzez dodanie do niej kwasu chlebowego, kiszonych ogórków, cytryny, oliwek i kaparów, tak więc widok tych ostatnich składników w zupie nie powinien dziwić. Przed podaniem obowiązkowym dodatkiem jest łyżka gęstej śmietany.
Draniki to po prostu placki ziemniaczane, które w wersji najbardziej podstawowej podawane są z dodatkiem gęstej kwaśnej śmietany. My zamówiliśmy dwa rodzaje – z kawiorem i z łososiem. Jak to skomentował Jacek, ciężko zepsuć placki ziemniaczane, chociaż pani Gessler niejednokrotnie udowodniła w „Kuchennych rewolucjach”, że się da 😊 Tutaj tego dania również nie zepsuto. Tym, co nas zdziwiło, to że wersja z kawiorem nie została podana ze śmietaną a ze sporą porcją masła. Obie wersje draników bardzo nam smakowały.
Cena: draniki po 9 rubli, soljanka po 5 rubli
Czebureki
Czebureki znam z kuchni tatarskiej, ale okazuje się że znalazły one miejsce również w kuchni białoruskiej. Są to smażone trójkątne pierogi. W środku znajduje się nadzienie mięsne z dosyć sporą ilością cebuli. Są płaskie i całkiem duże, jeden wystarczy na przekąskę pomiędzy posiłkami czy nieduży lunch.
Czebureków próbowaliśmy w barze Cheburechnaya. To niepozorny bar przy ul. Orzeszkowej, tuż za deptakiem miejskim. Przed barem znajduje się kilka stolików z parasolami i właściwie dzięki nim można zauważyć, że gdzieś w pobliżu serwowane jest jedzenie. W barze podawanych jest zaledwie kilka dań i jest popularny pośród mieszkańców miasta, których podczas naszego posiłku przewinęło się tutaj sporo. My prócz czebureków zamówiliśmy tutaj również pielmieni, którymi byliśmy zachwyceni.
Cena: 1,30 rubla/szt.
Pielmieni
Pielmieni są to małe pierogi z farszem mięsnym podawane z łyżką gęstej śmietany. Gotowane są w rosole, co nadaje im dodatkowego aromatu. Koniecznie trzeba je jeść póki są ciepłe – kiedy ostygną nie mają już tyle aromatu. A w Cheburechnaya zamówcie po porcji na osobę – my zamówiliśmy jedną wspólną na spróbowanie i musieliśmy domawiać kolejną.
Cena: 2,75 rubli/porcja
[EDITED 2019] Baru Cheburechnaya już nie ma, w jego miejsce powstała pizzerio – sushi’arnia 🙁
Kwas chlebowy
Napój ten jest bardzo popularny na Białorusi, Litwie oraz w północno-wschodniej Polsce. Nie był dla mnie żadnym odkryciem ponieważ smak kwasu chlebowego znam od dzieciństwa. Jeśli jednak nie mieliście okazji próbować, pobyt na Białorusi będzie ku temu idealną okazją.
Kwas chlebowy powstaje poprzez fermentację chleba. Jest bezalkoholowy, kwaskowaty w smaku i idealny w upalne dni. Dostaniecie go w każdym sklepie oraz w barach czy kawiarniach w Grodnie (za mały kubeczek 300ml płaciłam ok. 65 kopiejek)
Suszone ryby
Idealna przekąska do piwa i tak, po prostu w ciągu dnia. Trochę słone, więc należy uważać z ilością 😊 Suszone ryby kupicie na wagę w sklepach spożywczych. Spory wybór jest w sklepie przy Placu Sowieckim w Grodnie, w którym są zarówno malutkie rybki, większe kawałki jak i suszone kalmary.
Kawior
Nie oszczędzajcie i wybierajcie droższy. I doczytajcie z jakiej ryby jest to ikra zapakowana w słoik. My raz kupiliśmy piękne, duże, okrągłe kulki, które kompletnie nie miały smaku ryby – po doczytaniu etykiety okazało się, że to kawior z wodorostów 😊
Ceny zaczynają się od 2 rubli.
2 komentarze
Ten chleb O.O Jaki piękny! Jadłabym dniami i nocami! Wygląda trochę jak litewski – smakuje podobnie?
Ola, litewski jadłam bardzo dawno temu, na 100% nie potwierdzę, ale też miałam skojarzenie z litewskim, więc pewnie w smaku też jest podobieństwo.