Mówi się, że Rosja to stan umysłu, mówi się czasem, że nawet Polska to stan umysłu, a już na pewno być urzędnikiem, to specyficzny stan umysłu. Im więcej jeżdżę po świecie tym bardziej pewny jestem, że każdy naród, każde państwo może mieć swój stan umysłu. Spójrzmy na taką Szwecję. Mały kraj, bez specjalnych atrakcji, z małą ilością mieszkańców, gdzie wszystko dzieję się w rytmie fiki, równie wolno jak na południu Europy. Kraj bogaty, a jednak ze specyficznym stanem umysłu, od w miarę rozsądnie funkcjonującego socjalu możliwemu jedynie ze względu na stan umysłu, do takich detali jak znana nam wszystkim ścieżka zwiedzana z Ikei. I musi coś w tym być, z tym sprawdzającym się socjalem i ścisłymi wytycznymi, którymi Szwedzi podążają bez protestu (choć i my to lubimy w nudne weekendy w naszej części Europy).
Dawno dawno temu, będąc w Göteborgu wybraliśmy się na niedzielną przejażdżkę do Trollhättan, głównie z zamiarem odwiedzenia muzeum Saab’a. Trollhättan, który leży 75 km od Göteborga potraktowaliśmy z takim samym luzem jak wyjazd do Janek do Ikei. Nie ma się co spieszyć, można pospać, zdąży się nie przekraczając prędkości itp. Wiadomo, Szwecja. Monika zrobiła szczęśliwie przed wyjazdem mały research i okazało się, że jest tam kilka więcej atrakcji, co spowodowało moje polskie spięcie: żeby zdążyć, żeby zobaczyć, żeby zaliczyć. Trollhättan i okolice okazały się oczywiście puste, ogołocone z ludzi. Generalnie w Szwecji i Norwegii w większości miejsc czujesz się jak w Twin Peaks – wiesz, że jacyś ludzie tu mieszkają, żyją, ale na ulicy ich jakoś nie widać. Prawdopodobnie, i tu znów jest ta różnica w stanie umysłu Szweda i np. Amerykanina, jeden zajmuje się spokojnie ciesiołką a drugi zacieraniem śladów po morderstwie itp. Dojechaliśmy więc spokojnie na miejsce, na parking muzeum Saab’a. Weszliśmy do recepcji kupić bilet i… zaczęła się Ikea. Atrakcje Trollhättan są po prostu poukładane, zestandaryzowane i modularne. W czterech podstawowych kolorach. Są nawet tak pomyślane, żeby zdążyć na najbardziej spektakularną atrakcję Trollhättan w postaci spustu wody na rzece Göta (Göta älv). Wchodzisz, kupujesz bilet i przemieszczasz się już po kolei nie zdając sobie sprawy, że idziesz tak jak chce organizator i w tempie jakiego on sobie życzy: od Saaba, przez park nauki Innovatum Technikpark, następnie kolejką linową (dwa przęsła, przez kanał, całość ok. 3 minuty jazdy) do punktu spustu wody nazwanego Trollhättan Waterfalls, gdzie zgromadziło się nawet ze 30 osób, a następnie do muzeum hydro elektrowni. Żeby nie było, wszystko fajne i atrakcyjne. Ktoś powiedziałby, że przemyślane i przygotowane i nawet z tym jestem się w stanie zgodzić, ale jednak takie typowo szwedzkie, po prostu zaprogramowane i przygotowane w czterech prefabrykowanych zestawach.
Muzeum Samochodów Saab prezentuje tylko samochody. Nie uświadczysz tam samolotów. Samochody są piękne, bo i Saab jest legendarny, zawsze i w każdej dekadzie charakterystyczny. Samochody stoją luźno (vide Muzeum Motoryzacji i Techniki w Białymstoku albo ŚMSwO – Śmierdzące Muzeum Samochodów w Otrębusach), można do nich zaglądać i po prostu podziwiać. Dookoła jest oczywiście ascetycznie jak to w Szwecji, co jeszcze bardziej podkreśla eksponaty.
Innovatum Technikpark w porównaniu z Universeum (Götebrg) czy nawet warszawskim Centrum Nauki Kopernik jest bardzo ubogie. Wejść i tak tam należy, bo czas trzeba czymś wypełnić oczekując na kolejne atrakcje, dzieci się na pewno wieloma rzeczami zainteresują jednak nie jest to ta klasa.
Prawdziwą atrakcją, na którą nawet biegliśmy aby jej nie przegapić, i co okazało się zupełnie nie potrzebne, bo przecież przeciętne kroki z jednego miejsca w drugie zostały dokładnie zmierzone i są zapewne corocznie indeksowane jest wodospad. O godzinie 15:00 (w lipcu i sierpniu każdego dnia, w maju, czerwcu i wrześniu jedynie w soboty) spuszczana jest kontrolowana ilość wody spustami awaryjnymi. Z opisu wydawało się ciekawe, w rzeczywistości było ciekawe o tyle, ze pozwoliło mi przypatrzeć się wodzie która wypełniała koryto, nazwijmy je szumnie kanionem. Robiła to powoli, metodycznie i jednostajnie. Jeśli nie widziało się powodzi i ich fali wezbraniowych lub innych kataklizmów, to jest to naprawdę ciekawe przeżycie. Oczywiście o ile tak się do tego podchodzi, bo są przecież ludzie, którzy powiedzą zapewne, ze korek z wanny tez sobie mogą wyciągnąć i popatrzeć.
Kolejną atrakcją jest zabytkowa elektrownie wodna Olidan Hydro Power Station. Niestety mieliśmy szwedzkiego przewodnika więc było mniej więcej jak na tureckim kazaniu, ale pooglądałem sobie turbiny, baseny, linie wysokiego napięcia itp. Oczywiście dużo ciekawiej jest w środku tamy we Włocławku ze względu na skalę i ze względu na to, że Włocławek działa, ale i obejrzenie sobie starej techniki jest fajne. Stare przedmioty, nawet takie jak turbiny są po prostu ładne, pięknie wykonane.
Jest też odstani punkt, taka niby wisienka na torcie tej gry planszowej, po której jesteśmy przesuwani. I nie jest nią stoisko z hot dogami za złotówkę, ale (nomen omen) parowóz. Atrakcja od czapy, zupełnie jak sama idea jedzenia hot doga z wózkiem pełnym mebli. Szwecja. To jednak jest stan umysłu.
4 komentarze
A to prawda, śluzy są piękne, zachwycające… Wtedy (w 2008 r.) ich nie widzieliśmy, ale nadrobiliśmy w tym roku i wkrótce na blogu będzie nie tylko artykuł o śluzach, ale również film 🙂
Pięknie opisane.
Jednak autor nie wspomniał o pewnej mega ciekawej atrakcji jakim jest zespół śluz!
To cud techniki która przeprawialem ogromne statki na wysokość kilkudziesięciu metrów!
Widok oszałamiający!
I jeszcze jedno spostrzeżenie.. wszystko jest mega wyeksponowane,przyjazdne i dostępne dla turysty
A to prawda, śluzy są piękne, zachwycające… Wtedy (w 2008 r.) ich nie widzieliśmy, ale nadrobiliśmy w tym roku i wkrótce na blogu będzie nie tylko artykuł o śluzach, ale również film 🙂
O proszę, film o śluzach napisaliśmy tutaj: https://tripowscy.pl/trollhattan-miasto-kanalow-i-saaba/